Dar modlitwy w życiu Ojca Pio

DAR MODLITWY W ŻYCIU OJCA PIO

Stygmatyk z San Giovanni Rotondo był zakonnikiem, który nieustannie się modlił i dlatego niektórzy jego biografowie mówią, iż był człowiekiem, który stał się modlitwą. Modląc się, wyjednywał tysiące łask dla bliźnich. A czynił to nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy – zawsze odmawiając różaniec i liczne akty strzeliste, adorując Najświętszy Sakrament, zatapiając się w Bogu w niezliczonych momentach ekstazy i kontemplacji.

„Moja modlitwa – pisał Ojciec Pio – tak wygląda. Zaledwie rozpoczynam swoją rozmowę z Bogiem, od razu czuję trudny do wyrażenia spokój i ciszę w moim sercu. Zmysły ulegają zawieszeniu z wyjątkiem ducha, który czasem pozostaje czynny. Ale nawet wówczas nie stanowi on dla mnie przeszkody, co więcej, muszę wyznać, że gdyby wokół mnie panował niezwykły hałas i zgiełk, nie zdołałby naruszyć mojego skupienia. Zdarza się często, że opuszcza mnie ustawiczna myśl o Bogu i Jego obecności, a czuję zamiast niej niespodziewane dotknięcie Boże w samym centrum duszy, tak silne i słodkie, że płaczę z bólu z powodu mej niewierności i płaczę ze szczęścia z powodu posiadania tak dobrego i czułego Ojca, który pozwala mi przebywać w swojej obecności. Innym razem przeżywam wielką oschłość ducha. Ciało doznaje wielkiego ucisku z powodu licznych słabości. Modlitwa i skupienie stają się niemożliwe, choćbym nie wiem jak bardzo tego pragnął. Taki stan rzeczy pogłębia się stale; i jeśli w ogóle żyję, należy ten fakt nazwać cudem. Gdy spodoba się przerwać Niebieskiemu Oblubieńcowi to męczeństwo, daje mi nagle dar tak wielkiej pobożności ducha, że nie jestem w stanie oprzeć się jej. Natychmiast zostaję przemieniony i napełniony nadprzyrodzonymi łaskami oraz potężną mocą, która pozwala mi przeciwstawić się całemu królestwu szatana. (…) Podczas modlitwy moja dusza zanurza się i znika w Bogu i otrzymuje w takich momentach o wiele więcej niż mogłaby osiągnąć w ciągu wielu lat ćwiczeń przy użyciu wszystkich swoich sił”.

Tym wyznaniem Święty odkrywa najbardziej ukryte porywy swego serca. Chyba najważniejsze jest jego wyznanie, że właściwie o Bogu myśli bez przerwy, a „przestaje” o nim myśleć tylko wówczas, gdy przeżywa łaskę całkowitego „zanurzenia” w Bożej nieskończoności. Chwile oschłości ducha stają się dla niego czasem dojmującej tęsknoty, ale i chyba wewnętrznej pewności, że znów nadejdą dni uniesień duchowych.

Głęboko przeżywał prawdę, że Chrystus pragnie zbawić wszystkich ludzi. Dlatego wznosił swoje błagania do nieba nie tylko za tych, którzy polecali się jego modlitwom, lecz i za wszystkich ludzi, za cały świat. Skoro bowiem rdzeniem modlitwy jest odpowiedź Boga poprzez niezmierzone dzieła Jego Miłosierdzia, z których nawet możemy nie zdawać sobie sprawy, to czy można ograniczać Bożą wszechmoc tylko do tych, którzy teraz o coś proszą, do tych, którzy są „nasi”, którzy w ten czy w inny sposób uważają się za „wybranych”, choćby za naród wybrany. Tylko przyjmując pokorną postawę celnika stajemy się wszyscy braćmi przed Bogiem, a marnieją nasze modlitwy, gdy chcemy upodobnić się do faryzeusza zawłaszczającego Boga „dla siebie”. Miłosierdzie Boże zakorzenione w Krzyżu Zbawiciela nie ma granic, nie mogą mieć też granic nasze modlitwy. Ta prawda była sensem życia Ojca Pio. Kiedyś z jego serca wyrwało się wyznanie: „Zdaje mi się, że dźwigam ciężar za wszystkich. Tak bardzo pragnę, by wszystkie dusze dostąpiły usprawiedliwienia i łaski. Zadręcza mnie i wprost torturuje myśl o tych, którzy bezmyślnie pogardzają najwyższym dobrem… Pracowałem i chcę pracować; modliłem się i chcę się modlić; czuwałem i chcę czuwać; płakałem i chcę płakać za mych braci, którzy są na wygnaniu”…

Ojciec Pio przyznawał się, że jego pobożność wywodzi się z Maryjnej szkoły zawierzenia i modlitwy, i że pokory uczył się od świętego Franciszka. Mówił, że „różaniec jest potężną bronią, przed którą zmyka demon, która zwalcza pokusy, podbija serce Boga oraz wyjednuje łaski u Matki Bożej. Jest też cudownym darem Maryi dla ludzkości”.

www.stacja7.pl/swieci/ojciec-pio-czlowiek-ktory-stal-sie-modlitwa/